Mieczówka po morzu
04.04.2000
Kpt. Bogdan Matowski wyglosił na Targach "Wiatr i Woda" pogadankę, która z pewnością zainteresuje amatorów słonej wody. Pożytku z lektury!

Bogdan Matowski
Na taką propozycję prawie zawsze pada riposta - to niemożliwe, a przecież żeglowanie po morzu na mieczowych, bezkabinowych jachtach ma już swój rozdział w historii polskiego żeglarstwa. Rozpoczął ją sam Prezes Polskiego Związku Żeglarskiego Ludwik Szwykowski, który w 1926 roku odbył dwumiesięczną wyprawę na mierzącej 7 metrów długości mieczowej joli o nazwie "DORIS", o zanurzeniu 30 cm. i powierzchni ożaglowania 25 metrów kwadratowych, z zachowanych zdjęć wynika, że to taka trochę większa "OMEGA" . Z Warszawy rzekami i kanałami dotarł do Szczecina, poprzez Zalew Szczeciński do Wolgastu i Stralsundu, następnie w pobliże Warmenunde, kolejno odwiedził Falster, Kopenhagę i Malmoe skąd poprzez Swinoujście powrócił do Warszawy. Załogę stanowiły dzieci Ludwika Szykowskiego tj dwaj 11 i 17 letni synowie oraz 15 letnia córka. W następnym roku 1927 Konrad Prószyński, żeglarz w sile wieku odbył prawdopodobnie pierwszy polski samotny rejs morski. Jego jacht "VEGA" mała płaskodenna mieczówka, gaflowy slup o powierzchni ożaglowania 7 metrów kwadratowych mierzyła nie więcej niż 4,5 metra długości. Pod koniec lipca "Vega" wyruszyła z Gdańska do ujścia rzeki Piaśnicy na zachód od Rozewia, następnie odwiedziła kolejno porty w Łebie, Ustce, Kołobrzegu, Dziwnowie, poprzez Zalew Szczeciński dotarła Szczecina i Stralsundu. W 1932 roku liczący 55 lat Szwykowski na tej samej bezkabinowej "DORIS" odbył miesięczny rejs przebywając samotnie prawie 400 Mm na trasie Gdańsk, Gdynia, Hel, Łeba, Ustka, Nexo na Bornholmie, Kołobrzeg, Darłowo, Ustka, Łeba kończąc rejs na Helu. W naszym dzisiejszym rozumieniu uwczesne rejsy "DORIS" czy "VEGI" należy zakwalifikować do rejsów morskich. W tym krótkim zarysie pomijam liczne rejsy mieczowymi łodziami Wisłą do Gdańska a następnie żeglowanie po Zatoce Gdańskiej, o których można przeczytać w licznych wspomnieniach przedwojennych żeglarzy.

Po 1945 roku, państwo troszczące się bezgranicznie i na każdym kroku o nasze bezpieczeństwo szybko ukróciła takie liberalne praktyki. Do przełomu jaki nastąpił w Polsce po 1989 roku mieczówki mogły żeglować po morzu wyłącznie podczas regat lub propagandowych imprez. Sporadyczne były przypadki uzyskania zezwolenia na samodzielne żeglowanie po morzu na takich łodziach. Absurdalne wymogi tamtych lat, pozwalały dopiero żeglarzom posiadającym najwyższy stopnień - kapitana na prowadzenie 4 metrowej mieczówki po otwartym morzu poza akwenem treningowym!

Wbrew panującym powszechnie wśród polskich żeglarzy poglądom, pływanie na bezkabinowych jachtach mieczowych po morzu jest nadal bardzo popularne w tak bogatych krajach jak Niemcy czy Wielka Brytania, również na wodach Skandynawii można spotkać takie łodzie. Najsłyniejszy jachtem używanym do takich pływań jest angielski DRASCOMBE LUGGER wzorowany na słynnych z niezwykłej dzielności rybackich dory. Ten licząca 5,72 metra długości i nie posiadający nawet skrawka pokładu mieczowy jacht otaklowany jest jako jol. Znany jest z licznych dalekich oceanicznych wypraw. Tak np. w 1969 roku dwójka młodych angielskich żeglarzy wyruszyła z Wielkiej Brytani i poprzez Morze Sródziemne, Kanał Panamski, Ocean Indyjski dotarła do Australii. Inny wielki rejs odbył amerykanin Webb Chiles, który w latach 1978 ? 84 okrążył ziemię na takiej łodzi. Na łamach prasy wciąż można znaleść sporo relacji o dalekich rejsach przeprowadzonych na łodziach DRASCOMBE LUGGER po Morzu Sródziemnym czy Północnym. Od debiutu w 1964 roku, wybudowano dotychczas ponad 2500 takich jachtów i nadal są produkowane ciesząc się niesłabnącą popularnością. Jachty te można spotkać nie tylko w rejonie Wysp Brytyjskich ale również na innych akwenach morskich Europy.

Znany jest mi rejs jaki odbyła para niemieckich żeglarzy na regatowej łodzi klasy 420 po Morzu Egejskim przebywając dwukrotnie licząca kilkaset mil trasę między wybrzeżem greckim a Turcją. Czytałem o wyprawie czwórki młodych Niemców na liczącej 5,8 m. regatowej łodzi po Adriatyku, czy też o rejsie angielskiej pary na 4,8 metrowej mieczówce wzdłuż południowych wybrzeży Irlandii.

W czerwcu 1998 roku z Kiloni wyruszł w rejs do Sankt Petersburga 6 metrowy katamaran nazwie "RHEIN GOLD". Rejs dwóch niemieckich studentów Wyższej Szkoły Sportowej w Kilonii był praktyczną częścią ich pracy dyplomowej, która miała udowodnić, że można odbywać dalekie morskie wyprawy na lekkich bezkabinowych jednostkach. W dzień żeglowali, noce zaś spędzali na plaży nie wchodząc do portów. Na polskim wybrzeżu nocowali na plaży koło Kołobrzegu i Ustki. Planowali, że pierwszym polskim portem będzie Gdańsk. W niedzielę 24 czerwca Straż Graniczna nakazała młodym żeglarzom biwakującym na plaży tuż przy porcie w Łebie natychmiast wpłynąć do portu w celu poddania się odprawie paszportowej i celnej. W pierwszej chwili Niemcy, którym podobno zarzucano nielegalne przekroczenie granicy mieli być zatrzymani do wyjaśnienia, ale po telefonicznych konsultacjach odstąpiono od tego zamiaru. Po noclegu w Stacji Ratowniczej PRO w Łebie, następnego dnia katamaran popłynął do Gdańska budząc szczery podziw i zdumienie.

Każdego lata, bałtyckie wybrzeże Niemiec, Szwecji czy Danii jest wręcz zatłoczone tysiącami jachtów, licznymi łodziami czy windsurfistami. Szczególny tłok panuje podczas weekendów w rejonie kurortów i miejscowości wypoczynkowych. Wśród weekendowych żeglarzy dużą popularnością na całym świecie cieszą się lekkie katamarany serii Hobie Cat. O wpaniałych możliwościach tych łodzi świadczy fakt przepłynięcia Atlantyku przez Laurenta Bourgnona na tym 16 stopowym katamaranie ! Kilkanaście lat temu dwójka żeglarzy częściowo przepłynęła, częściowo przeciągnęła po lodzie swój Hobie Cat pokonując osławione Przejście Północno-Zachodnie. Na "plażowych" katamaranach każdego roku odbywają się liczne regaty wzdłuż morskiego wybrzeża Europy.

Nie tylko przybrzeżne czy osłonięte wody to domena małych mieczowych łódek, na wiele sposród nich odbyły się dalekie wyprawy, a nawet okrążały świat. W prasie żeglarskiej ukazującej się w Wielkiej Brytani, Niemczech, Francji czy nawet USA, co jakiś czas można znaleść relacje z morskich wypraw na bezkabinowych mieczówkach.

Nasze wybrzeże od Krynicy Morskiej po Świnoujścia jest przerazliwie puste, nawet w popularnych rejonach takich jak Zatoka Gdańska, Łeba, Ustka czy Kołobrzeg gdzie przebywa jednocześnie po kilkadziesiąt tysięcy ludzi oprócz kilku desek z żaglami i skuterów wodnych nie ma nic więcej. Jednym z powodów tego stanu jest między innymi nieznajomość przez żeglarzy obowiązujących przepisów, jak również zakorzeniona przez pół wieku obawa przed "władzą", która może wszystko i nie musi się tłumaczyć ze swoich decyzji przed nikim.

Władza jest różna, i różnych ma reprezentantów, raz może być to ratownik WOPR uzurpujący sobie prawo do kontroli jachtu czy domagający się kart pływackich, w innym przypadku szeregowy Straży Granicznej z kałasznikowem w ręku zabraniający nam lądowania na plaży. Równie dobrze może to być tzw "działacz społeczny" Polskiego Związku Żeglarskiego lub Polskiego Związku Motorowodnego i Narciarstwa Wodnego. Zdarzają się również i Bosmani w portach nie znający zarządzeń swoich dyrektorów.

Dzisiaj przepisy już pozwalają na taką żeglugę i dlatego gorąco namawiam do przełamania barier i żeglowania po morzu tak samo jak robią to Niemcy, Duńczycy czy Anglicy. Niewielu polskich żeglarzy można spotkać na morzu na takich łodziach. Czasami na mieczówkach wypuszczą się żeglarze z Jamna czy z położonego na południe od Darłowa jeziora Bukowo. Osobiście znam tylko dwóch żeglarzy którzy od kilku już lat systematycznie żeglują po morzu na małych mieczówkach. Ryszard Kwiatkowski żeglarz z regatowym zacięciem w maleńkim porcie Rowy ma aż 4 swoje łodzie "470", "420", LASER i OPTYMIST. Pod żaglami, czasami z pomocą pagaja wychodzi z tego wąskiego portu. Najczęściej żegluje w rejonie Rowów, ale na swojej "420" odwiedził już Łebę i Ustkę. Wojtek Dziedzic, żeglarz ze Słupska jest armatorem dwóch łodzi PIRATA i PASJI 375. Wojtek często holuje za samochodem swoją sklejkową PASJĘ mierzącą 3,75 metra o wdzięcznej nazwie "Grek Zorba" do wybranych miejsc i żegluje w różnych atrakcyjnych rejonach Wybrzeża. Poza nimi na morskim widnokręgu nie widać nikogo więcej.

W polskich podręcznikach żeglarskich nie znajdziemy za wiele informacji o żeglowaniu lekką mieczówką po morzu, o sposobie lądowania na plaży czy technice żeglowania. Również i łamy prasy żeglarskiej nie poruszają tego zagadnienia. Polscy wydawcy książek żeglarskich całkowicie pomijali relacje z dalekich wypraw na małych łodziach, być może aby nie budzić niepotrzebnych skojarzeń, kto to wie ? Dotychczasowa polska tradycyjna "szkoła żeglarstwa" dzieli jachting na dwa niezależne rodzaje tj żeglarstwo śródlądowe i żeglarstwo morskie, między nimi nie ma nic pośredniego, żadnego zazębienia. Podręczniki wręcz nakazują, że po morzu można żeglować wyłącznie na dużych, ciężkich balastowych jachtach. Czy zakorzeniona na kursach żeglarskich lub wynikająca z lektury podręczników obawa, że po morzu można żeglować wyłącznie na dużych pełnomorskich jachtach, że mała mieczowa łódź nie nadaje się na morskie fale, czy też nieznajomość obowiązujących przepisów które pozwalają na taką żeglugę są przyczynami, że nasze Wybrzeże jest nadal przerazliwie puste ? A może polscy żeglarze w przeciwieństwie do bogatych Niemców czy Anglików uważają za dyshonor pływanie na małych łodziach po morzu? Jeśli już żeglowac to tylko na conajmniej 7 metrowej łódce z pełną wysokością stania i z prysznicem! Zamiast stać na brzegu i wiecznie narzekać zazdroszcząc innym, warto spróbować samemu. Moim skromnym zdaniem najwyższy już czas aby rozpropagować żeglowanie po morzu na takich jachtach, które przy pewnej dozie rozsądku i rozwagi jest całkiem bezpieczne i sprawia dużo autentycznej radości.

Na morze powinniśmy wybrać się jachtami o długości do 5 metrów, które są zwolnione z obowiązku rejestracji a tym samym uzyskiwania Karty Bezpieczeństwa. Jachty o długości powyżej 5 metrów muszą przejść całą skomplikowaną procedurę podwójnej rejestracji tj w PZŻ i w Urzędzie Morskim, uzyskać dokumenty techniczne a następnie inspekcja Urzędu Morskiego zakończona wydaniem Karty Bezpieczeństwa. Jeśli nie planujemy długich i częstych pływań to nie warto się tego podejmować, ponieważ procedura jest długa i kosztowna. Łódź o długości do 5 metrów pozwoli nam zaoszczędzić nie tylko masę pieniędzy ale i licznych korowodów. Wybór konstrukcji jest bardzo duży, między innymi np bardzo dobrą do takich pływań jest łódź klasy "420". Nie polecam jachtów wybitnie regatowych jak "Latający Holender" lub "470", które wymagają sporych umiejętności i doświadczenia w ich prowadzeniu.

W porównaniu z najmniejszym nawet jachtów kabinowych, bezpokładowa mieczówka ma prosty takielunek, nieskomplikowną budowę, niewielkie i tanie wyposażenie. Możliwość lądowania na plaży umożliwia nam biwakowanie dowolnym miejscu (oszczędzimy na opłatach portowych i kempingowych). Wystarczy załadować łódź na lekki wózek i całe wybrzeże stoi przed nami otworem. W większości polskich portów istnieje możliwość zwodowania łodzi z wózka. Ogólnodostępne slipy są zarówno w portach jachtowych jak również w Łebie, Rowach, Ustce, Darłowie, Kołobrzegu czy w Dźwirzynie. Lekką łódź można również bez problemów zwodować bezpośrednio na plaży. Po zakończeniu pływania zabieramy jacht i ustawiamy w przydomowym ogródku lub na parkingu nie martwiąc się o pozostawiony bez dozoru w dalekim porcie swój mały "statek".

Żeglować można na dwa sposoby, przyjechać do wybranej miejscowości i codziennie żeglować w jej bezpośrednim rejonie nocująć na kempingu lub w pensjonacie, albo zaplanować dłuższą wyprawę wzdłuż wybranego wybrzeża. W pierwszym przypadku nie potrzebujemy żadnego specjalnego wyposażenia, natomiast kilkudniowa wyprawa kiedy będziemy zdani na własne siły wymaga już odpowiedniego wyposażenia i przygotowania jachtu.

W zasięgu możliwości mamy nie tylko polskie wybrzeże Bałtyku ale również skandynawskie szkiery, Wyspy Fryzyjskie na wybrzeżu Niemiec i Holandii czy cieśniny duńskie lub jeszcze dalej wody greckie. Aby z polskich portów dotrzeć jachtem w rejon Wysp Alandzkich potrzeba około tygodnia, tyle samo zabierze powrót, na żeglowanie po tym wspaniałym akwenie pozostaje już niewiele czasu. Natomiast dysponując niedużym samochodem zdolnym do holowania łodzi można swobodnie penetrować atrakcyjne rejony morskiego wybrzeża Europy. Znajdziecie akweny gdzie roi się od wysp i zatok, miejsca gdzie można bezpiecznie żeglować po morzu na małej łodzi. Bardzo ważny jest fakt, że przewóz przez granicę łodzi o długości do 5.5 metrów wcale nie interesuje Urzędu Celnego.

Podstawa prawna
Wyłącznie zasługą administracji morskiej (urzędów morskich) w czym mam swój skromny wkład jest zwolnienie łodzi o długości do 5 metrów z obowiązku rejestracji. Żaden związek czy organizacja reprezentująca jakoby interesy żeglarzy nie wykazała najmniejszej inicjatywy w tym kierunku a wręcz przeciwnie usiłowano jak najbardziej utrudnić ukazanie się liberalnych zarządzeń. Pod pretekstem bezpieczenstwa znany działacz, ba sam Wice Prezes PZMWiNW z Gdańska bardzo gorliwie przekonywał urzędy morskie o konieczności pomiaru hałasu emitowanego przez skutery i łodzie motorowe. Potem okazało się, że ów "działacz" nabył prywatnie stosowne urządzenie i jako emeryt mający dużo czasu bardzo chciał zarabiać forsę na kolegach motorowodniakach , których jakoby reprezentował i chronił przed urzędnikami.

W związku z przypadkami kwestionowania prawa do pływań morskich na nierejestowanych jachtach, podaję dokładną podstawę prawną takiej żeglugi. Każdemu, kto będzie wam mówił, że nie można wskażcie obowiązujące przepisy, urzędnik czy funkcjonariusz nie może wam zabronić mówiąc nie bo nie, bo ma takie "widzimisie".

Zgodnie z Artykułem 31 d paragraf 1 ustawy z dnia 1 grudnia 1961 roku Kodeks Morski (tekst jednolity Dz. U. Nr 10 z 1998 roku poz. 36), statki używane do celów sportowych lub rekreacyjnych o długości do 5 m, nie uprawiające żeglugi międzynarodowej są zwolnione z obowiązku rejestracji. Oznacza to maksymalną długość kadłuba do pełnych 5 metrów włącznie.

Mimo, że administracja morska (urzędy morskie) nie wymaga żadnej rejestracji od jednostek o długości do 5 metrów, można spotkać wielu gorliwców, którzy namawiają aby zarejestrować jacht w Polskim Związku Żeglarskim lub w Polski Związku Motorowodnym i Narciarstwa Wodnego (oczywiście za stosowną opłatą ). Wspomniany wyżej wysokiej rangi ?działacz? z Gdańska nie mając żadnego najmniejszego ku temu prawa wsławił się rejestrując w imieniu związku motorowodnego skutery wodne w Łebie. Jeśli taką wiedzę i podejście reprezentuje sam wiceprezes związku to co się dziwić, że etatowi pracownicy okręgowych związków, bardzo często informują żeglarzy o obowiązku rejestracji. Ta często spotykana praktyka jest zwykłym wyłudzaniem pieniędzy od zdezorientowanych. Zarówno PZŻ jaki i PZMW i NW nie mają żadnych podstaw prawnych do rejestrowania jednostek pływających zarówno na śródlądziu jaki i na morzu, obydwa związki co najwyżej mogą prowadzić ewidencję i to wyłącznie dla swoich członków. Zgodnie z obowiązującym prawem rejestr statków (jachtów) morskich prowadzą wyłącznie izby morskie i urzędy morskie, natomiast w przypadku statków (jachtów) śródlądowych o powierzchni pokładu powyżej 20 metrów kwadratowych lub posiadających wbudowane silniki, inspektoraty żeglugi śródlądowej. Niektórzy pazerni inspektorzu będą usiłowali wmówić Wam, że żąda tego Straż Graniczna, ubezpieczenie, czy nawet bosmani w portach, że mają prawo rejestrować itp. A tak naprawdę jest to najzwyklejsze oszustwo, którego celem jest wyłudzenie od Was pieniędzy za nic nie wart świstek papieru, ponieważ inspektorzy działający w imieniu PZŻ lub PZMWiNW zgarniają forsę głównie do własnej kieszeni i dlatego będą Was gorliwie oszukiwać. Najwyższa pora aby władze obydwóch związków zechciały ukrócić ten proceder, albo są za liberalizacją albo tak naprawdę chodzi tylko o forsę. Nic dziwnego, że taka praktyka, w której oba związki sportowe są gorliwsze od administracji morskiej zdaniem wielu spowodowała powstanie opinii, że to wyłącznie tzw działacze obu związków nie są zainteresowani zmianą obowiązującego w Polsce prawa.

Zasady i warunki żeglugi po morzu na łodziach o długości do 5 metrów zostały dokładnie uregulowane w zarządzeniach porządkowych dyrektorów Urzędów Morskich w Gdyni, Słupsku i Szczecinie. Żegluga na takich jednostkach może odbywać się w porze dziennej, przy widzialności powyżej 2 Mm i w odległości do 2 Mm od linii brzegu. Uprawianie żeglugi powinno odbywać się z zachowaniem warunków bezpieczeństwa wynikających z Międzynarodowych Przepisów Zapobiegających Zderzeniom na Morzu i zwykłej praktyki morskiej. Żegluga na torach wodnych czy na akwenie portu wymaga uzyskania zgody Kapitanatu lub Bosmanatu Portu. Każda jednostka musi być wyposażona w środki ratunkowe w ilości odpowiadającej liczbie członków załogi. Prowadzenie jachtów w zależności od wielkości powierzchni ożaglowania lub mocy napędu mechanicznego wymaga odpowiednich kwalifikacji. Teksty w/w zarządzeń poszczególnych dyrektorów urzędów morskich powinny być wywieszone na tablicach ogłoszeń w placówkach terenowych urzędów morskich.

Zgodnie z paragrafem 4 ustęp 1 i 2 Rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 12 września 1997 roku w sprawie uprawiania żeglarstwa (Dz. U. Nr 112 z 1997 roku poz. 729) osoby nie posiadające żadnych uprawnień żeglarskich czy motorowodnych mają prawo kierować jachtami o powierzchni ożaglowania do 10 metrów kwadratowych lub napędzanych silnikami o mocy do 5 kW (6,67 kM): " po wodach śródlądowych bez ograniczeń i po wodach morskich do 2 Mm od brzegu, w porze dziennej."

Zgodnie z w/w rozporządzeniem, jacht mający więcej niż 10 metrów kwadratowych pomiarowej (określonej przez konstruktora) powierzchni ożaglowania lub napędzany silnikim powyżej 5 kW wymaga posiadania uprawnień sternika jachtowego lub starszego sternika motorowodnego. Posiadacze uprawnień żeglarza jachtowego lub sternika motorowodnego nie mają prawa do samodzielnego prowadzenia jachtów po wodach morskich, uprawnieni są tylko do prowadzenia jachtów wyłącznie w regatach i na treningach pod nadzorem. Żegluga pod nadzorem jest to żegluga na akwenie, na którym jest prowadzona ciągła obserwacja, zapewniona jest możliwość podjęcia akcji ratowniczej z udziałem łodzi ratunkowej. W zależności od rodzaju jachtu, osoba prowadząca nadzór musi posiadać co najmniej patent sternika jachtowego lub starszego sternika motorowodnego i być pełnoletnia.

Dokumentem stwierdzającym posiadane kwalifikacje jest wyłączne patent żeglarski lub motorowodny. "Książeczka żeglarska" nie jest wymieniona pośród obowiązkowych dokumentów wymienionych w Rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 12 września 1997 roku w sprawie uprawiania żeglarstwa (Dz.U. Nr 112 z 1997 roku poz. 729). W związku z powyższym książeczka żeglarska nie jest żadnym dokumentem, prawnie wymaganym od żeglarzy a jej posiadanie jest wyłącznie dobrowolne. Funkcjonariusze Straży Granicznej, Urzędów Morskich czy też organizacji takich jak WOPR lub PZŻ nie mają prawa żądania okazania tego dokumentu, nawet na egzaminach żeglarskich.

Na koniec jeszcze jedno, od 1997 roku nie obowiązują żadne karty pływackie, pod żadnym pozorem nie dajcie sobie ich wcisnąć. Prawem kaduka, ponieważ inaczej tego nie można nazwać WOPR nie mając żadnej delegacji prawnej wystawia takie dokumenty kasując pieniądze od zdezorientowanych i często domaga się ich żeglarzy. Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 6 maja 1997 roku w sprawie określenia warunków bezpieczeństwa osób przebywających w górach, pływających, kąpiących się i uprawiających sporty wodne (Dz. U. Nr 57 z 1997 roku poz. 358) zlikwidowało wszelkie karty pływackie jak również pozbawiło WOPR prawa kontroli jednostek pływających. Znane mi są przypadki, że gorliwi ratownicy WOPR często usiłują bezprawnie ingerować pośród żeglujących na deskach czy też ?pogonić? żeglarzy wypuszczających się dalej niż 500 metrów od brzegu. Na morzu poza wytyczonym kąpieliskiem strzeżonym wydawać polecenia czy kontrolować was mają prawo wyłącznie funkcjonariusze urzędów morskich i Straży Granicznej.

Piaszczyste wybrzeże polskiego Bałtyku, pozbawione kamieni czy skał jest praktycznie na całej swojej długości dogodne dla uprawiania żeglugi na łodzi mieczowej którą możemy bezpiecznie wylądować na brzegu. Wspaniałymi akwenami są obydwa zalewy tj Wislany i Szczeciński czy akwen Zatoki Gdańskiej. Otwarte wybrzeże między Helem a Świnoujściem pozbawione jest naturalnych zatok, półwyspów (za wyjątkiem Helskiego) czy też wysp nie daje osłony od wiatru i fali, nie ma również bezpiecznych kotwicowisk czy miejsc schronienia. Ale żeglując blisko brzegu, w przypadku wzrostu siły wiatru czy nadchodzącej mgły można w każdej chwili uciec od grożącego niebezpieczeństwa lądując na plaży. Oprócz lądowania na brzegu godne polecenia są ujścia nadmorskich jezior jak np. żeglowne ujście jeziora Kopań na północ od Darłowa i ujście jeziora Bukowo, które znajduje się na południe od Darłowa czy czasami żeglowne ujście z jeziora Jamno. Ciekawe jest również ujście rzeki Piaśnicy.

Jacht
Do pływania wzdłuż polskiego wybrzeża nadaje się lekka mieczowa łódź bezkabinowa, której załoga bez żadnej pomocy z zewnątrz zdoła wyciągnąć ją w każdej chwili na brzeg i ponownie zepchnąć na wodę. Żaden z cięższych jachtów kabinowych nie zdoła bezpiecznie wylądować na brzegu nie mówiąc już o ponownym jego zepchnięciu na wodę wyłącznie siłami załogi. Konstrukcja kadłuba, takielunku, masztu, steru czy miecza powinna wytrzymać dynamiczne obciążenia związane nie tylko z żeglugą na morskiej fali zdecydowanie większej niż na jeziorach ale również przy lądowaniu na brzegu Jacht musi być naprawdę w dobrym stanie technicznym. Nie dopuszczalne są różnego rodzaju wiecznie przeciekające "samotopy" z chwiejącymi się masztami, przerdzewiałym i luznym takielunkiem jakie widuje się na przystaniach.

Ze względu na warunki w jakich przyjdzie żeglować, jacht musi być naprawdę niezatapialny, zdolny do pływania wraz z trzymającą się wywróconego kadłuba zało-gą i wyposażeniem. Ster musi być zabezpieczony przed wypadnięciem w przypadku ewentualnej wywrotki czy utknięcia na mieliznie. Również miecz jak i płetwa stero-wa muszą być takiej konstrukcji i w dobrym stanie aby można sprawnie i szybko je podnieść lub opuścić.

Ożaglowanie
Typowe bezkabinowe łodzie mieczowe, które zazwyczaj żeglują w słabych lub umiarkownych warunkach, na stosunkowo gładkiej wodzie mają dużą powierzchnię ożaglowania w stosunku do jachtów żeglujących po wodach morskich. Na 1 tonę wyporności klasycznego jachtu morskiego przypada 5-15 metrów kwadratowych powierzchni ożaglowania, popularne na Mazurach jachty balastowo-mieczowe mają około 20 metrów kwadratowych powierzchni ożaglowania na jedną tonę, natomiast łodzie mieczowe ponad 30 metrów kwadratowych na tonę. Bardzo często powierzchnia ożaglowania mieczowej łodzi jest za duża na morską bryzę i dlatego powiniśmy przewidzieć możliwość refowania żagli. Ze względu na rozmiary, podczas żeglugi praktycznie nie ma możliwości zamiany foka na mniejszy. Dlatego jacht powinien być wyposażony w rolfok umożliwiający szybkie zmniejszenie powierzchni foka bezpośrednio z kokpitu . Również grot musi posiadać możliwość szybkiego i sprawnego zmniejszenia powierzchni, który nie wymaga stania przy maszcie. Jacht powinien posiadać dodatkowy mały fok używany przy silniejszym wietrze i który będzie również żaglem rezerwowym.
Wyposażenie ratunkowe i sygnalizacyjne
Jest to minimalny (podstawowy) zestaw, który powinien znajdować się na każdej jachcie wybierającym się na pływania poza akwenem asekurowanym przez ratowników lub inne łodzie.
1. Pasy (kamizelki) ratunkowe dla każdego członka załogi. Dopuszczalne są jedynie takie pasy, które są ratunkowymi nie tylko z nazwy.
2. Pławka dymna wytwarzająca pmarańczowy dym, uznana jako jeden ze sposobów wzywania pomocy na morzy. Bez żadnych problemów do nabycia w sklepach żeglarskich w cenie około 100 złotych. Termin przydatności pławki z reguły wynosi 3-4 lata.
3. Róg mgłowy. Można stosować spotykane w sklepach muzycznych różnego rodzaju wyroby mosiężne określane nazwą "kolejowa trąbka sygnałowa", "róg myśliwski? czy "trąbka sygnalizacyjna" itp. Może być stosowane jako jeden z międzynarodowych sposobów wzywania pomocy tj: "nieprzerwany dzwięk za pomocą dowolnego sygnalizacyjnego przyrządu mgłowego".
4. Gwizdek sygnalizacyjny typu stosowanego w morskich pasach ratunkowych, który może być używany do wzywania pomocy.
5. Latarka wodoszczelna.

Wyposażenie nawigacyjne
Kompas
Wystarczy mały kompas sferyczny o średnicy tarczy już 50 mm na który nie jest wymagany żaden atest czy świadectwo uznania. Kompas powinien być zamontowany na stałe. Istotne jest miejsce zamontowania, tak aby podczas żeglugi sternik miał zapewnioną możliwość stałej i dogodnej obserwacj wskazań kompasu podczas żeglugi. Trzeba również zapamiętać, że między Rozewiem a Świnoujściem kurs południowy - 180 stopni zawsze doprowadzi nas do polskiego brzegu.

Odbiornik radiowy
Zasilany na baterie odbiornik posiadający zakres fal długich który służyć będzie do odbioru prognoz pogody dla żeglugi morskiej nadawanych przez Program I Polskiego Radia. Przed każdym wypłynięciem należy zawsze sprawdzić prognozę pogody.

Wyposażenie inne
Apteczka
Typowa apteczka samochodowa wzbogacona o zapas aspiryny przeciwko przeziębieniom, oraz jeśli zachodzi potrzeba, indywidualne leki dla poszczególnych członków załogi

Wiosła (dulki)
Zamiast popularnych wioseł typu kanadyjskiego potocznie nazywanych pagajami polecam użycie klasycznych wioseł szalupowych. Wiosłowanie za pomocą krótkich pagaji na duższą metę jest męczące i niezbyt wygodne, a na prawdziwej morskiej fali mało skuteczne. Pagaje nie zapewnią utrzymania wystarczającej prędkości przy lądowaniu na przyboju a tym samym sterowności po podniesieniu płetwy sterowej. Istotne jest, że w praktyce angażuje się aż dwie osoby które wiosłują z każdej burty Jeśli tylko konstrukacja jachtu na to pozwoli gorąco namawiam na zamontowanie na stałe na zewnętrznych krawędziach pokładu albo na odbojnicy gniazd w które wkłada się klasyczne dulki. Do tego kawałek deski zakładanej w kokpicie najlepiej w rejonie skrzyni mieczowej która będzie ławką dla wioślarza, na postoju deska może służyć za stół przy posiłkach. Wiosłowanie za pomocą wioseł szalupowych angażuje tylko jedna osobę i przy znacznie mniejszym wysiłku można przebyć spore odległości. Ponadto wiosła szalupowe mogą służyć jako pychowe przy odchodzeniu od plaży, zastąpią sondę czy bosak, umożliwią zepchnięcie się z mielizny. Ich jedyną wadą jest rozmiar i dlatego należy dobrze przemyśleć sposób ich ształowania na łodzi podczas żeglugi, wiosła powinny być złożone wewnątrz łodzi i tak zamocowane tak aby nie przeszkadzały a jednocześnie można byłoby je łatwo wyciągnąć.

Kotwica
Jest niezbędnym elementem wyposażenia łodzi na wodach morskich. W przypadku ewentualnej awarii takielunku, ożaglowania czy nawet utraty masztu przy wiatrach z kierunku od lądu ratunkiem przed zdryfowaniem na pełne (otwarte) morze będzie rzucenie kotwicy.
Przy kotwiczeniu przy brzegu należy zwrócić uwagę na fakt, że nagła zmiana kierunku wiatru może wyrzucić na brzeg kotwiczący zbyt blisko lądu jacht. Nie można kotwiczyć w zbyt płytkim miejscu z niewielkim zapasem wody pod dnem ponieważ już niewielka fala spowoduje tłuczenie dnem łodzi o piasek. Zarówno polskie wybrzeże Bałtyku jaki i jego dno jest piaszczyste dlatego też powiniśmy wyposażyć jacht w kotwicę skuteczną w takim gruncie. Często spotykane nawodach śródlądowych czy też w sklepach żeglarskich składane kotwice czterołapowe tzw rybackie reklamowane jako poręczne, zabierające mało miejsca, na wodach morskich są nieskuteczne ze względu na małą siłę trzymania. Nie oszczędzajmy na tym i kupmy najlepiej kotwicę pługową CQR lub Danfortha które są bardzo skuteczne w piasku. Kotwica powinna być odpowiedniej wielkości w stosunku do rozmiarów jachtu tak np. przy długości do 5 metra zalecana jest kotwica o wadze 3 kg i nylonowa lina kotwiczna 8 mm, jacht o długości do 6,5 metrów powinnien mieć kotwicę o wadze 5 kg a jako linę kotwiczną nylon 10 mm. Stara zasada że głębokość w miejscu kotwiczenia razy 3 sprawdza się wyłącznie przy używaniu ciężkiego łańcucha kotwicznego, natomiast przy stosowaniu liny należy stosować mnożnik raz 5. Odpowiednio dobrana do wielkości jachtu i kotwicy lina powinna mieć minimalną długość - 25 metrów. Tak długość umożliwi kotwiczenie na głębokości oloło 5 metrów. Małe łodzie nie potrzebują podnosić znaku w kształcie kuli, który oznacza postój na kotwicy.
Lekkie łodzie mieczowe z reguły nie mają na dziobie mocnego polera do mocowania holu lub liny kotwicznej. Najwłaściwszym miejscem mocowania liny holowniczej lub kotwicznej jest maszt, na dziobie zaś powinna być zamontowana rolka lub kluza zapewniająca właściwe prowadzenie liny. Niezbędnym wyposażeniem jest czerpak do wybierania wody, użyteczna do tego celu bywa również duża gąbka. Trzeba również zabrać z sobą minimalny zestaw narzedzi takich jak kombinerki, śrubokręt, dobry nóż, oraz igła i nici do naprawy żagli.

Wyposażenie nie zalecane
Nie polecam zabierania najmniejszego nawet silnika przyczepnego z tego względu, że pożytku z niego niewiele a kłopotów co niemiara szczególnie z przechowywaniem silnika i benzyny. Z powodzeniem wystarczą dobre wiosła o których powyżej.

Również mało przydatna jest lornetka ze względu na znaczne kołysanie się małej łodzi na morskiej fali, trudno z niej będzie korzystać. Na mieczówce nie będziecie prowadzić tradycyjnej nawigacji. Przed wypłynięciem dobrze będzie dokładnie obejrzeć mapę akwenu na którym będziecie żeglować, zwrócić uwagę na głębokości, przeszkody i znaki nawigacyjne, sporządzić notatki i wypisać sobie z locji charakterystyczne miejsca na wybrzeżu. Można zabrać klasyczną mapę morską ale bardziej przydatna będzie zwykła składana mapę turystyczną wybrzeża.

W opisie wyposażenia pomijam wyposażenie turystyczne, jest to indywidualna sprawa każdego żeglarza. Moim zdaniem lepiej jest przygotować sobie spanie wewnątrz łodzi i zakładać tent na bomie niż zabierać z sobą klasyczny namiot. Nie można zapominać o minimalnym zapasie łodkiej wody i najmniejszej nawet kuchence turystycznej. Na koniec generalna zasada, podczas żeglugi na takich jachtach ? zawsze musimy liczyć się z możliwością wywrócenia jachtu. Wyposażenie powinno znajdować się w szczelnych pojemnikach, ekwipunek nie powinien leżeć na dnie ponieważ najmniejsza ilośc wody w zenzie może go przemoczyć. Całe wyposażenie, które nie jest ułożone, właściwie zamocowane i zabezpieczone szybko zatonie lub odpłynie od was podczas wywrotki.

Zasady żeglowania. "Dziesięć przykazań"
1. Nigdy nie wypływamy bez znajomości aktualnej prognozy na wody morskie. Często spotykaną na śródlądziu manierą jest powiększanie siły wiatru z reguły o 2 stopnie więcej niż naprawdę wieje. Stąd też często spotykane opisy "sztormów" w środku lata na Mazurach o sile wiatru 9-10 Beauforta. Morska czwórka oznacza już naprawdę silny wiatr dla małej mieczowki. Żeglujmy tylko przy łagodnym bądź umiarkowanym wietrze, pogoda może zmienić się diametralne w ciągu kilkunastu minut. Na początku żeglujmy najwyżej do siły wiatru 3.
2. Podczas żeglugi należy zwracać uwagę na stan morza. Fala na morzu jest zdecydowanie większa niż na jeziorach i ma znaczny wpływ na bezpieczeństwo żeglugi. Ustawienie burtą do dużej fali często grozi wywrotką. W przypadku wzrostu siły wiatru zawczasu kierujmy się do brzegu dopuki nie ma jeszcze fal przybojowych. Lądowanie przy dużej fali przybojowej jest nie tylko trudna ale i niebezpieczne.
3. Zawsze żeglujemy w założonych kamizelkach ratunkowych. Polecam piankowe kombinezony które skuteczniej zabezpieczają przed chłodem niż normalne ubranie szczególnie po zmoczeniu się o co nie trudno na otwartej łodzi a dodatkowo zapewniają pływalność po wypadnięciu do wody.
4. Żegluj tylko w dzień przy dobrej widoczności, nigdy podczas mgły lub w nocy. Truizmem będzie podawanie licznych powodów dlaczego nie wolno tego robić.
5. Żeglując bardzo blisko brzegu należy zwrócić uwagę na prostopadłe do brzegu drewniane ostrogi /palisady/ chroniące brzeg przed rozmyciem. Często końcowe odcinki ostróg tj od strony morza mogą znajdować się na poziomie wody i będą niewidoczne.
6. Podczas żeglugi należy zwrócić uwagę na siatki rybackie. Możemy spotkać je nawet w niewielkiej odległości od brzegu. Najwięcej napotkamy w pobliżu portów lub rybackich przystani plażowych u ujścia Piaśnicy, w Jarosławcu, Dąbkach,Ustroniu Morskim, Gąskach, Unieściu, Sarbinowie, Chłopach czy Międzyzdrojach. Siatki postawione na małej głębokości sięgają od powierzchni wody aż do dna. Zaczepienie mieczem lub sterem o siatkę lub linki może skończyć się wywrotką.
7. W rejonach miejscowości wypoczynkowych spotkamy skutery wodne lub motorówki holujące banany z pasażerami. Nie egzekwuj prawa drogi i omijaj takie jednostki z daleka, szczególnie skutery, bardzo często pływają na nich ludzie którzy nie maja elementarnej wiedzy na temat prawa drogi na wodzie natomiast lubują się w pełnej fasonu wg ich mniemania "jezdzie" w pobliżu każdego kto znajduje się w zasięgu ich wzroku.
8. Decydując się na wejście do portu należy liczyć się z faktem, że wysokie falochrony mogą zasłonić skutecznie wiatr i trudno będzie sforsować wejście do portu między głowicami przy wynoszącym prądzie rzeki. Wchodząc do portu zwrócie szczególną uwagę na inne jednostki. Pierwszeństwo mają zawsze statki wychodzące z portu.
9. Jacht musi być naprawdę niezatapialny i dobrym stanie technicznym. Od tego zależy wasze bezpieczeństwo.
10.Morze nie jest po kolana. Wybrzeże polskie jest przerazliwie puste, podczas żeglugi jesteście praktycznie skazani wyłącznie na siebie. Szanse, że ktoś was zobaczy, przyjdzie z pomocą są często niewielkie, szczególnie, że liczba czynnych wież obserwacyjnych Straży Granicznej uległa znacznej redukcji.

Fale
Należy zawsze pamiętać, że kierunek fal na pełnym morzu jest różny od kierunku fali przy brzegu. Przy brzegu kierunek fali jest zawsze prostopadły do linii brzegu, niezależnie od kierunku wiatru, który wywołuje falę na pełnym morzu. Zjawisko to wywołane jest zmniejszającymi się przy brzegu głębokościami, które powodują hamowanie fali o dno , co w efekcie powoduje skręcanie fali w kierunku równoległym do linii brzegu . Na zachowanie się fal przybrzeżnych decydujący wpływ ma głębokość. Już przy-głębokości 2-3 metry następuje wypiętrzanie a następnie załamanie się fal. Fale przy-bojowe charakteryzują się bardzo dużą energią o czym świadczą zniszczone nadmor-skie klify. Fale przybojowe są naprawdę groźne, wielu dobrych pływaków straciło życie usiłując się kąpać na przyboju.

Rewy
W odległości od kilkudziesięciu metrów do 1 kabla do linii piaszczystego brzegu, pod wodą znajdują się podwodne spłycenia nazywane rewami, najczęściej jest ich dwie chociaż można napotkać aż 3 linie rew. Są to podwodne wały piasku układające się równolegle do linii brzegu. Linie rew nie są ciągłe ponieważ powracające w kierunku morza masy wody przerywają je w różnych miejscach. Strefy rew są dobrze widoczne z daleka ponieważ w ich rejonie następuje zwiększone falowanie przybojowe z załamującymi się falami. Spłycenia na rewach nie utrudną mieczowej łodzi podejścia do brzegu.

Odejście od brzegu
Przy silnym wietrze i dużej fali przybojowej start z nieosłoniętego brzegu jest praktycznie niemożliwy i przede wszystkim bardzo niebezpieczny dla samej załogi nie mówiąc już o ryzyku poważnego uszkodzenia łodzi. Nie zawsze udaje się taka sztuka profesjonalnym ratownikom na napędzanych potężnymi silnikami łodziach. Nawet nie próbujcie tego czynić. W normalnych warunkach start z plaży nie powinien być trudny. Po postawieniu żagli (w linii wiatru), spychamy łódź na głębszą wodę, pierwszy wchodzi sternik, załogant stojąc przy burcie, bliżej rufy utrzymuje łódź prostopadle do fali i przepycha ja w kierunku głębszej wody Skuteczną metodą jest również holowanie /ciągnięcie/ za cumę dziobową w kierunku prostopadłym do fali na głębszą wodę. Po osiągnięciu takiej głębokości, że można opuścić chociaż trochę miecz i płetwę steru, załogant wskakuje do łodzi i odchodzimy od brzegu pod żaglami. Można też odejść od na wiosłach, a dopiero po osiągnięciu głębokiej wody postawić żagle.

Lądowanie na brzegu
Lądowanie przy słabym wietrze i małej fali nie stwarza żadnych niebezpieczeństw i nie wymaga komentarza. Ale już przy średniej wielkości fali i silniejszym wietrze wymaga szczególnej uwagi, aby nie dopuścić do ustawienia się łodzi burtą do fali, co w praktyce może doprowadzić do wywrotki, złamania masztu i utracie całego luznego wyposażenia. Technika lądowania w takich warunkach polega na osiągnięciu jak największej szybkości i przejściu strefy przyboju na wierzchołku możliwie jednej fali, starając się utrzymywać przez cały czas kurs prostopadły do fal. Jest to trudny do wykonania manewr ze względu na malejącą sprawnośc steru, którego płetwa będzie "wychodzić" z wody. Lądowanie na brzegu w trudnych warunkach powiniśmy przeprowadzić wyłącznie przy pomocy wioseł ponieważ zabraknie rąk do obslugi żagli a niekontrolowane przerzucenie grota grozi wywrotką. Zbliżając się do brzegu zawczasu podnosimy do góry /chowamy/ całą płetwę miecza i podnosimy do poziomu płetwę steru, od tego momentu sterujemy za pomocą wioseł. Kiedy głębokości na to pozwolają, załoga /w kamizelkach asekuracyjnych/ musi wyskoczyć do wody i ustawiając się po obu burtach aby nie dopuścić do obrócenia łodzi wyciągnąc ją jak najdalej na brzeg wykorzystując każda koleją nadbiegającą falę która trochę unosi kadłub. Po wylądowaniu na brzegu wyciągamy jacht jak najdalej od linii wody aby zabezpieczyć się przed przypadkowym zsunięciem łodzi do wody. Dodatkowym zabezpieczeniem będzie zakopanie kotwicy (wystarczy krótka, kilkumetrowa lina kotwiczna).

Na koniec jeszcze jedna ważna sprawa. Oprócz samego żeglowania istotne są zasady zachowania się podczas pobytu i biwakowania bezpośrednio na plaży. Nie będę przypominał o nie zaśmiecaniu plaży. Nie rozpalajcie również ognisk używając do tego faszyny czy płotków, którymi umocnione są brzegi wydmy (jest to karalne). Nie tylko klasycznym, ciężkim kabinowym jachtem można pływać bezpiecznie po morzu, namawiam do pływania na lekkich mieczówkach, najlepiej o długości do 5 metrów ponieważ nie trzeba ich rejestrować. Jest to inne żeglowanie niż na klasycznym kabinowym jachcie morskim, bardziej "mokre", często niewygodne a czasami wręcz trudniejsze ale moim zdaniem nie mniej interesujące i oprócz żeglarskich przeżyć ma spore walory turystyczne przy umiarkowanych kosztach. Lekki mieczowy jacht nie będzie kosztował więcej niż nie jeden nowoczesny turystyczny rower.

Mimo, że stopień kapitana uzyskałem bardzo wcześnie, bez mała ćwierć wieku temu, i z reguły żegluję na większych jachtach to pływanie na mieczówkach po morzu nie jest mi obce. Mam nadzieję, że własne doświadczenia i przemyślenia z takiego żeglowania będą przydatne dla innych a na Wybrzeżu pojawi się więcej żagli. Może z czasem i nasze wybrzeże nie będzie aż tak przeraźliwe puste, a lokalne władze samorzadowe zwietrzą w tym interes i na plażach pojawią się stanice, swoiste "parkingi" dla plażowych żeglarzy i ogólnodostępne łazienki, więcej nie potrzeba.

Pamiętajcie, nie dajcie zarobić żadnym "pseudo" działaczom na rejestracji jachtu, karcie pływackiej itp. Jeśli będziecie mieli kłopoty dzwońcie do mnie.

Żeglując, zawsze pamiętajmy o starej, ale zawsze na morzu aktualnej zasadzie: "safety first" - bezpieczeństwo najważniejsze.
BOGDAN MATOWSKI

JERZY KULIŃSKI