Projekt rozporządzenia ministra na ścieżce
18.01.2000
Komisja Żeglarstwa Morskiegi PZŻ, obradująca 15 stycznia w Gdyni zaaprobowała (po chwilach rozterki) przedstawiony przez negocjatorów administracji morskiej, PZŻ, PZMWiNW oraz PRS projekt Rozporządzenia Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej w sprawie bezpieczeństwa żeglugi morskich statków sportowych, zwanych dalej w tekście projektu - "jachtami". Po podpisaniu przez ministra Syryjczyka - zastąpi on Rozporządzenie Ministra Żeglugi (prof. St. Darskiego) z 12 lipca 1968 roku. Czy projekt ten mi się podoba? Nie, nie podoba, bo nie ma w nim tyle swobody żeglugi, na ile zasługujemy żyjąc w demokratycznym państwie. To bardzo źle jeśli za dużo pozostawia się urzędom. Dlaczego więc w chwili rozterki Komisji postawiłem wniosek o jego zaakceptowanie? A no dlatego, że historia się powtarza. Kilka lat temu identyczne przepychanki kończyły 9-letnie boje o nowy system patentów. Trzeba było uciekać nawet do chwytów ocierających się o ordynarny szantaż. Liberalizacja zasad gry w jachtingu jest mocno nie w smak określonym grupom różnych interesów i te wszystkie boje o papierowe bezpieczeństwo żeglugi to tylko parawan. To samo dotyczy osławionych "stopni żeglarzy zawodowych". Słabość polskiego żeglarstwa polega przede wszystkim na tym, że już w etapie wyborów (podczas wyłaniania w klubach delegatów na sejmik okręgowy) nie eliminuje się szkodników. Trudno mieć pretensje do Zwiazku, którego liderów samiśmy wybrali według demokratycznych reguł. Projekt nowego rozporządzenia to nie tylko kompromis kilku wilków, ale i zależność od ustawy Kodeks Morski, w której nadal jachty są statkami. Paradoksalność sytuacji to także to, że flota handlowa już z Polski odpłynęła pod obce bandery a jachty jakoś nie potrafią podążać ich kilwaterem. Póki co, uważam że każdy najmniejszy nawet kroczek ale w prawidłowym kierunku jest pożyteczny. Wprowadzony kilka lat temu nowy regulamin patentów - tezę tą udowodnił. Luźniejsze rozporządzenie rozszerza teź możliwości interpretacje poszczególnych zapisów, które na skutek zawieranych kompromisów zawierają luki i niejednoznaczności. Czyli niedoskonałości powstałe podczas negocjacji - pracują na naszą korzyść. Wesołość budzi kontynuacja szczegółowej "rejonizacji" żeglugi, która w polskiej praktyce stanowi przysłowiową martwą literę (lichego prawa). Dziś, kiedy władzy wyrwano najostrzejsze zęby, próby określania dokąd mogę popłynąć (poza obszarem polskiej jurysdykcji) powoduje wzruszanie ramion. A więc czytamy o: "żegludze na akwenach treningowych" (niesłychanie szczegółowo rozpisanej - np. po rzece Dziwnej ale tylko do mostu w Dziwnowie) z Zatoką Pucką i Zalwem Wiślanym. Całe szczęście, że do tej najniższej kategorii zabrał się Zalew Wislany. Dalej "żegluga osłonięta", czyli Zatoka Gdańska, Zalew Szczeciński, kawałek Zatoki Pomorskiej oraz 6 mil od brzegu na Bałtyku i morzach zamkniętych. I już tu Zagłoba i Inflanty. W życiu zawodowym zawsze starałem się nie wydawać poleceń, których wykonania nie miałem możliwości ani sprawdzić ani wyewgzekwować. Dobrze jest. Jeśli nie mamy sił aby zastopwać nierozsądne zakazy - musimy przemyśleć sprawne metody ich obchodzenia. I tu właśnie powinna zaczynać się rola Zwiazku. Kolejnym rejonem jest "żegluga przybrzeżna", czyli 20 Mm od brzegu morskiego. Przypominam, ze granica RP - przebiega w odległości 12 Mm. Następnie "żegluga pełnomorska" czyli 200 Mm od miejsca schronienia lub 400 Mm między portami. Na szczęście definicja "miejsca schronienia" jest, bez obrazy, jak solidna prezerwatywa. I wreszcie "żegluga oceaniczna", czyli hulaj dusza - piekła nie ma. W dalszym ciągu pokutuje w projekcie państwowego aktu prawnego nazwa PRS, chociaż firma stoi przed prywatyzacją. Moim zdaniem wolno mówić tylko o "uznanym towarzystwie klasyfikacyjnym" oraz "stowarzyszeniu żeglarskim, które uzyskało odpowiednie upoważnienie administracji państwowej". Scyzorykiem w plecy dotychczasowym "nadzorcom" może okazać się paragraf 12, w którym napisano, że jacht, posiadający znak wyrobu "CE" jest zwolniony z nadzoru instytucji klasyfikacyjnej prze okres 10 lat od daty zakończenia budowy, Nie wiem czemu akurat 10 lat. Projekt rozporządzenia obiecuje Karty Bezpieczeństwa na 60 miesięcy.

Kończąc, przydługą opowieść o finiszu długich i mozolnych prac uzgodnieniowych, nieprzwidywanych zwrotów, manewrów i wycofywań się z dokonanych uzgodnień - wyrażam nadzieję, że prawnicy ministerstwa nic nie powywracają (jak to zrobiono URM z regulaminem patentów) i minister Syryjczyk akt podpisze. Lepszy ten niż poprzedni. Może nie wiele lepszy ale lepszy. A bez odczepienia się od Kodeksu Morskiego zasadniczych zmian nie da się wprowadzić. To zadanie dla młodego pokolenia, które mam nadzieje zdominuje salę obrad wyborczego Sejmiku. Czytujcie i propagujcie www.zagle.silesia.pl/kulinski.

JERZY KULIŃSKI