Powrót na główną
stronę Skocz do
archiwum
Kapitan Wojciec Kmita, znany obieżyświat i laureat Nagrody Rejs Roku dał się sprowokować do szerszej wypowiedzi na jeden z fundamentalnych tematów. To "lektura przedsejmikowa". Jerzy Kuliński Ostatnia wiadomość o konferencji w Gdyni rzeczywiście nie napawa optymizmem. Nawet takiego outsidera organizacyjnego jakim obecnie jestem. Jeśli podczas wyborów na sejmiku wygrałaby opcja kontynuacji to być może jedyną drogą do przeprowadzenia pozytywnych zmian byłoby powołanie zupełnie odrębnego od PZŻ-u stowarzyszenia cruiserów. Droga bardzo trudna, ale nie tak niebezpieczna jak np. powołanie Platformy, bo przynajmniej formalne poparcie dużej rzeszy "wyborców" jest pewne jeszcze przed podjęciem decyzji. Zmiana wielu przepisów (przenoszących część uprawnień PZŻ na nowy związek), często nawet na poziomie ustaw, to droga cierniowa, ale pewnie możliwa do przejścia w ramach jednej kadencji. Wszystko zależałoby od determinacji ludzi chcących poprowadzić nowy związek tą drogą. To jest oczywiście największa trudność każdej nowej inicjatywy, organizacji czy ogólnie mówiąc każdego działania: czy są ludzie, którzy mają chęć wykonać ciężką pracę zburzenia istniejącego ale nienajlepszego porządku i zbudowania nowego. W tym przypadku byłby to tylko nowy element struktury polskiego żeglarstwa - z definicji pozytywny bo skupiający wyłącznie ludzi mających do załatwienia wspólne interesy (i nie za bardzo mogących to robić w dotychczasowej strukturze!). PZŻ to (miejscami) piękna karta (historii?), ale skoro nie spełnia oczekiwań dużej części środowiska, które reprezentuje, i z takiego czy innego powodu nie daje się reformować, to nic poza chęcią niezadowolonych nie stoi na przeszkodzie by go opuścić i stworzyć własną organizację. Jeśli wygląda to jak modne w ostatnich latach "rozbijanie jedności" to nic na to nie poradzę. Doceniam wartość i prawdziwość powiedzenia: "w jedności siła", ale nie za wszelką cenę. Organizacja (każda!) MA REALIZOWAĆ INTERESY SWOICH CZŁONKÓW. Jeśli tego nie robi to nie jest ich organizacją. I jeżeli nie mają możliwości wyegzekwowania od niej obowiązku załatwiania ich interesów to MOGĄ założyć nową. Mam wrażenie, że cruiserów (trzeba by znaleźć wreszcie jakąś ładną polską nazwę dla tej grupy żeglarzy - jako przeciwstawienie ich sportowcom; na określenie "turyści" ja się nie zgadzam) nie za bardzo interesuje korzystanie z wypracowanego dotychczas prestiżu PZŻ-u jako krajowego związku sportowego, więc przynajmniej nie powinno być problemu z wątpliwościami typu: jeśli go opuszczę to sam wyrzucę się poza nawias......(tu każdy może wstawić co uważa za stosowne) Może się zdarzyć, że wybrane zostaną władze związku, które nadal nie będą walczyć jak lwy o sprawy interesujące niemałe przecież grono armatorów prywatnych jachtów (zarówno morskich jak i śródlądowych), i ogólniej interesy wszystkich żeglujących nie dla medali i korzyści innych niż czysta przyjemność spędzania czasu na łodziach. Czy wtedy powstanie organizacja, która z czasem przejmie uprawnienia PZŻ w sprawach ich dotyczących (pozostawiając związkowi wszystko to, czym dotychczas z zaangażowaniem - i sukcesami - się zajmuje), zależy wyłącznie od faktu czy znajdzie się grono osób chcących zorganizować "pospolite ruszenie" zainteresowanych. Chyba mnie poniosło, przecież miałem już za bardzo nie angażować się w tzw. "działania społeczne" i pozostać przy swojej wizji żeglarstwa swobodnego, ale Ty potrafisz poruszyć czułe struny, i stąd wymknęła mi się ta przydługa myśl. Wcale niełatwo było mi tę myśl wyartykułować, bo od 11- ego roku życia byłem wychowywany w wielkiej atencji dla PZŻ-u i do dzisiaj niemało mi z tego pozostało. Zdrowiej jak najszybciej i żyj jak najdłużej, ale nie wiecznie, bo aż tak długie życie mogłoby być wykańczające. Wojtek Kmita |
||
Napisz do autora informacji w serwisie |