22 września 1998 Kapitan Wacław Liskiewicz komentując w miesięczniku "Morze" zeszłoroczny (podwójnie nagrodzony) rejs Tomasza Chodnika do Murmańska i z Anglii wyraził przekonanie, że sukces owej wyprawy to tylko dar nadspodziewanej, zupełnie wyjątkowej łaskawości pogody. Tegoroczne lato na morzu dobrze dało w skórę żeglarzom, w tym także niżej podpisamu. Zatem dobrze wiem o czym piszę. ![]() Tomasz Chodnik, od niedawna zrzeszony w akademickim jachtklubie Wyższej Szkoły Morskiej znowu wyruszył kusić przeznaczenie należne (tylko) sternikowi jachtowemu. Ten sam słynny już Nefryt o tej samej nazwie "MOJA MARIA". Z Gdyni wyruszył 11 lipca w towarzystwie równego sobie stopniem Michała Gwiźdża oraz absolutnej debiutantki Katarzyny Barbary Trębackiej. Rejs zaplanowano jako samotny ale z polskiej pułapki bez załogantów przecież nadal nie wypuszczają. Załoga wysiadła na molu spacerowym w niemieckim kąpielisku Ahlbeck a Tomasz pożeglował przez Greifswalder Bodden do Danii. Miał tam coś do opicia z rybakami Lollandu. ![]() Pogoda była szorstka, zwłaszcza dla singlehanded skipper, na małym jachciku i ruchliwym akwenie. Spania na morzu nie było wiele. Po wylewnych (dosłownie) poźegnaniach z Duńczykami Tomasz wystawił niepokaźną pawęż "Mojej Marii" na wiatr i pożeglował na wschód aby zrealizować kolejne ambitne zamierzenie: Round Baltic. Kierunki wiatrów sprzyjały teraz nawigacji wzdłuż szwedzkich brzegów. Zamiłowanie do legalności skutkowało poszanowaniem przydzielonemu łódce akwenowi żeglugi. W tym roku Tomasz Chodnik żeglował ?przybrzeżnie?. Samotność za granicą chyba nasza administracja wybaczy. Po sfotografowaniu z wody ruin zamku Hammershus i odwiedzeniu mego ulubionego porciku Allinge na Bornholmie Tomasz pożeglował do Kalmarsundu. Wizyta w Kalmarze, pozdrowienia dla Marii i dalej w drogę. Teraz tylko krótki postój na tajemniczej wysepce Bla Jungfrun i kurs na Alandy. "Moja Maria" zawija do Maarienhaminy, zahacza o próg Zatoki Botnickiej, wypoczywa w Karingsundet, odwiedza Hanko ? rozpoczynają odwrót także ciekawą trasą przez Zatokę Ryską. Ze względów taktycznych Tomek ojczyznę wita na Helu. Do macierzystego basenu jachtowego w Gdyni powraca 13 sierpnia przebywając dystans 1850 Mm. Podczas wiatrów o sile 80B (chwilami więcej) przeżeglował Tomasz około 100 godzin. Ciekaw jestem nowych komentarzy utytułowanych ekspertów. ![]() Pogoda powodowała różne komplikacje, które samotnikowi szczególnie dały się we znaki. Chwile grozy przeżył Tomek, kiedy podczas wichury zaczęły pękać kolejne splotki sztagu. Innym razem sporo wysiłku kosztowało samodzielne zejście z piaszczystej płycizny. Tomek wrócił zauroczony gościnnością estońskich i łotewskich porcików. Nie bez znaczenia były też przystępne opłaty postojowe w porównaniu do zachodniobałtyckich. W czasie podróży odwiedził okręt straży i to nie w celu odprawienia rytualnej ?odprawy?. ![]() Niestety, mimo zapowiedzi nie otrzymałem dotąd Kart Rejsu konkurujących jachtów: "Kajetana", "Pireusa", "Drosomaka" i innych "maleństw", o których tylko słyszałem. Wiem, że żadne jury nie lubi nagradzać rok po roku tych samych osób ale mimo wszystko zaryzykuję kandydaturę Tomasza Chodnika do nagrody "ŻAGLI" w konkursie "Rejs Roku 1998". JERZY KULIŃSKI (list do "ŻAGLI")
|