Śmigłowiec nad jachtem żaglowym
19.11.98
WRESZCIE WIEMY JAK TO ROBIĆ!
Od lat przepytywanie na egzaminach kapitańskich o sposób podnoszenia człowieka z jachtu żaglowego stanowi ulubiony temat gnębienia kandydatów. Rzecz w tym, że obie strony tych dialogów prezentuje tylko swoje wyobrażenia tego niezwykle ważnego zabiegu. Obserwuję irraconalną obawę egzaminatorów przed wyolbrzymionym wpływem podmuchu wywoływanego przez śmigłowiec zbliżający się do jachtu. Egzaminatorzy zazwyczaj są zadowoleni kiedy aspirant mówi o zrzuceniu żagli, wyrzuceniu tratwy (uwiązanej długą rzutką), nawet obcięciu namiotu - tak aby śmigłowiec mógł bezpiecznie podnieść potrzebującego pomocy. Te rozważania to w dużym stopniu tylko supozycje.

Jerzego Brezdenia za doświadczonego kapitana jachtowego uważam także dlatego, że lubi przeprowadzać nawet ryzykowne ale sensowne doświadczenia. Po prostu chce wiedzieć jak to jest naprawdę z tym podnoszeniem bo problem jest ważny i nigdy nie wiadomo czy właśnie kogoś z nas nie będzie dotyczył bezpośrednio. Komandor Brezdeń, członek Jachtklubu "Kotwica" jest równocześnie Komendantem Ośrodka Szkolenia Żeglarskiego Marynarki Wojennej.

9 września 1998 roku na wodach Zatoki Gdańskiej załoga dwumasztowego jachtu "Kapitan II" prowadzonego przez Jerzego Brezdenia przeprowadziła eksperymentalne ćwiczenia ratownicze z udziałem śmigłowca "Anaconda". Doświadczenie polegające na podjęciu ż jachtu płynącego pod żaglami przeprowadzono podczas normalnej "morskiej pogody" a nie słonecznej flauty jak to demonstrują reklamówki producentów sprzętu ratowniczego. A więc wiało od 5 - 6 st.B a stan morza wynosił 3 - 4. Zresztą tego lata trudno było o łagodniejszą pogodę. Eksperymentatora interesowało czy podejście śmigłowca do jachtu pod pełnymi żaglami nie spowodują "tarmoszenia" żagli, czy jacht nie pochyli się nadmiernie, czy zachowa kierunek i sterowność, czy wreszcie bliskość takieluneku jachtu nie będzie stanowił dla pilota nadmiernego utrudnienia. Akcja trwała 5 minut. Zakończyła się powodzeniem, co uprawniło eksperymentatora do przedstawienia bardzo konkretnych (uwaga kapitanowie, skipperzy, żeglarze i ...... egzaminatorzy) wniosków: Jerzy Brezdeń radzi:
1. Nawiązać łączność ze śmigłowcem na kanale 16 UKF
2. Zgodnie z zaleceniem pilota obrać konkretny kurs prawego halsu*) , najlepiej 40 stopni do wiatru (lub nieco pełniej) oraz starać się tak podążać ze stałą prędkością
3. Śmigłowiec powinien podchodzić od rufy, po stronie nawietrznej jachtu czyli z prawej burty, na wysokości 45 - 50 metrów
4. Przyjąć podaną linę i przy jej pomocy wciągnąć na pokład ratownika opuszczonego ze śmigłowca. W żadnym przypadku ani na moment nie mocować liny do jachtu ! Pamiętać, że lina nie będzie zwisać pionowo (wielkość odchylenia to funkcja kierunku ruchu śmigłowca, kierunku i siły wiatru oraz wielkości obciążenia)
5. Przyjąć nosze ze śmigłowca, pomóc ratownikowi w zamocowaniu ewakuowanego
6. Asekurować ratownika i ewakuowanego podczas opuszczania jachtu - stosując się dokładnie do poleceń ratownika.

Ogólne doświadczenia polegają na potwierdzeniu, że im większa jest prędkość wiatru tym mniejsze oddziaływanie strug powietrza spod wirnika śmigłowca na żagle jachtu. Większa prędkość jechtu tłumi kołysanie jachtu ułatwiając współdziałanie załóg obu jednostek. Stabilność utrzymywania kursu ma decydujące znaczenie dla precyzji manewrów a co za tym idzie dla ich bezpieczeństwa. Bardzo niebezpieczne może okazać się niespodziewane zmniejszenie prędkości jachtu np. z powodu chwilowegp podostrzenia względem linii wiatru Jerzy Brezdeń podkreśla niezwykle odpowiedzialną rolę "sternika manewrowego", którą powierzać należy najbardziej doświadczonemu w tej materii na pokładzie jachtu. Powodzenie akcji zależy bowiem od harmonijnej i precyzyjnej współpracy sternika i pilota, którzy powinni się rozumieć. Bardzo przydatnym na pokładzie jachtu jest ręczny radiotelefon UKF. Pozwala on bowiem na stałą, bezpośrednią, natychmiastową łączność pilota ze sternikiem. W hałasie helikoptera, szumie morza, ewentualnie - pracy silnika pomocniczego i przy głośnych komendach pokładowych trudno korzystać ze stacjonarnego radiotelefonu znajdującego się we wnętrzu jachtu. Wreszcie ratownika powinien obsługiwać co najmniej jeden ale najsprawniejszy ruchowo załogant. Ma być "na uwięzi".

Wszystko to brzmi logicznie i przekonowująco. Kłopot może polegać jednak na tym, że na jachcie są tylko 2 osoby, z których jedna musi być ewakuowana. Ale nie wymyślajmy hipotetycznych zagrożeń bo znowu ktoś o Kartę Pływacką zapyta. Komandora Brezdenia zobowiązuję (moralnie, moralnie ! do przygotowania referatu na najbliższą Konferencję Bezpieczeństwa, która już wkrótce....... Będzie tam o tym, że zapomnijcie o stawaniu w dryf, o niekontrolowanych "rufach", tratwach na smyczy itd. Na zakończenie moje osobiste - dziękuję Ci Jurku, well done !

*) Śmigłowiec "Anaconda" ma luk i wciągarkę po lewej stronie kadłuba. Gdyby użyty został inny śmigłowiec o odmiennej konstrukcji - pilot z pewnością poinformuje o tym skippera przez radio.

JERZY KULIŃSKI