02.02.99 Dopiero marzec a ja już mam murowanego kandydata do którejś z nagród żeglarskich 1999 roku. Jak sobie zestawię te nagrody nadawane kapitanom żaglowców i innych wielkich jachtów z dokonaniem skromnego żeglarza LECHA KOSAKOWSKIEGO, który na własnej łódeczce (balastowo/mieczowy "Pegaz" 696), na własny koszt, w większości samotnie dotarł na Karaiby - dopiero wtedy uświadamiam sobie co w Polsce nadal się liczy. Bo czyż można na tej samej wadze ważyć Czerwionkę, Zatorskich, Kociałkowskiego, Buczyńskiego, Kmitów, Chodnika, Terentiewa, Rutkowskiego i wielu innych im podobnych wraz kapitanami "Pogorii", "Chopina", "Zjawy", "Zawiszy" czy innych dużych, bogato wyposażonych i szczodrze sponsorowanych jachtów o licznych załogach? Aby nie było żadnych niedopowiedzeń - NIE MOŻNA! Nagroda dla "Daru Młodzieży" powinna być rozpatrywana jako ewentualna alternatywa nagrody dla tankowca "Czantoria", któremu tak się frachty ułożyły że akutat glob okrążył. Dlatego przewodniczenie Jury żeglarskiego konkursu "Rejs Roku" przez zawodowego kapitana statku (żaglowca) - uważam za nieporozumienie. Tak jak syty nie zrozumie głodnego tak marynarz nie powinien ważyć żeglarskich dokonań. Teraz wracamy do dzielnego Lecha Kołakowskiego. Kolekcjonujących numery "ŻAGLI" odsyłam do lipcowego numeru ('98), w którym znajdziecie opis pełnego przygód rejsu jachciku "NONA" z Bratysławy, Dunajem na Morze Czarne. To był początek i jeszcze nie wielu czytelników spodziewało się gdzie ambicja skippera poniesie maleńkiego "Pegaza" (brawo projektant Orych!). I oto kilka dni temu dotarł do mnie list z Karaibów. Konkretnie z Tortola, z brytyjskich Wysp Dziewiczych. Aby wiernie oddać atmosferę rejsu przytaczam treść tego listu in extenso: "Jerzy, Przede wszystkim przesyłam Ci zeglarskie pozdrowienia z Wysp Dziewiczych na Morzu Karaibskim. Ty tego nie wiesz, ale masz swój udział w realizacji mojego rejsu marzeń. Twoje locje i normalny stosunek do takich zapaleńców jak ja sprawiły, że kilkakrotnie przez Niemcy (Zalew Szczeciński - wyj. JK) wychodziłem małą łódką na Bałtyk i to mnie ośmieliło aby zrealizować ten rejs. Wyruszyłem w maju 1997 roku z Bratysławy "Pegazem 696" o nazwie "NONA". Dunajem do Odesy na Morzu Czarnym z 2-osobową załogą. Dalej już popłynąłem sam. Najpierw na Krym, później Bosfor, Morze Marmara, Morze Egejskie, Morze Jońskie i Morze Tyreńskie. Dopłynałem do Fiumicino pod Rzymem, gdzie przezimowałem. Następnego roku (1998 - przyp. JK) pożeglowałem z załogantem na Sardynię, przez Cieśninę Bonifacio na Baleary i wzdłuż wybrzeża hiszpańskiego do Gibraltaru. Dalej znów samotnie 8 dni na Wyspy Kanaryjskie i 33 dni na Barbados. Po drodze fale urwały mi dolny zawias steru. Jacht z tylnym mieczem pod kokpitem doskonale się prowadzi na bliźniaczych fokach i bez problemów kotwiczę w zatoce Carliste w Bridgetown. Tu spotkałem "Gemini" już pod banderą USA, którą (she - obserw. JK) prowadził Andrzej Piotrowski z Chicago (z polską załogą). Miałem zaszczyt być przyjętym w poczet obywateli Karaibskiej Republiki Żeglarskiej. Dalej, ciągle samotnie popłynąłem na kolejne wyspy: Santa Lucia, Martynika, Dominikana, Iles des Saintes, Gwadelupa, St. Barthelemy i wreszcie Wyspy Dziewicze . Po drodze spotkałem dwa polskie jachty: "Sadybę" z samotnikiem Krzysztofem Zabłockim i "Weeken" z Adamem Masłowcem oraz załogantem Jarosławem Straszewskim. Oba jachty w rejsach dookoła świata. Podsumowując moją dotychczasową trasę doliczyłem się przebytych 6628 Mm z tego 5665 Mm samotnie oraz 1864 km żeglugi Dunajem. Planuję jeszcze do końca kwietnia opłynąć Bahamy, gdzie w Nasau zakończę przygodę życia. Miałem ochotę płynąć na Florydę i jeszcze całe lato spedzić na wodach wewnętrznych USA, ale Konsulat USA na Barbadosie, mimo wstawiennictwa Andrzeja Piotrowskiego, odmówił mi wizy. Tym listem chciałbym podziekować Ci za wszystko co zrobiłeś i co robisz dla takich niskobudżetowych żeglarzy jak ja. Przekonałem się w tym rejsie, że mały jacht jest niewygodny i męczacy, ale nie mniej bezpieczny niż duży, pod warunkiem, że jest solidnie wykonany i prowadzony z rozsadkiem. Z żeglarskim pozdrowieniem. Lech Kosakoowski (sy."NONA")" List dla mnie bardzo przyjemny. Dla ambitniaków z Mazur - mobilizujący, komisji szkolenia i nadzorcom jachtów - podsuwający temat przemyśleń, grupie pl.rec.zeglarstwo - pomysł na kolejną dyskusję. JERZY KULIŃSKI
|