08.03.99 Zwyczajna, codzienna gazeta szwedzka Goteborg Posten (5 marca 99) troskliwie przypomina, że sezon żeglarski tuż, tuż a więc wszyscy ci armatorzy jachtów, którym się nie chce wszystkiego robić samemu lub którzy mają jakieś wątpliwości - mogą skorzystać z usług ekspertów Ochotniczego Komitetu Sprawdzania Stanu Technicznego Jachtów. Komitet ów jest agendą Batunionen czyli Szwedzkiego Związku Żeglarskiego. Oczywiście usługa jest płatna ale zupełnie dobrowolna. Wolisz zrobić to sam lub uważasz to za zbyteczne - twoja decyzja. Miłośnicy statystyk Komitetu przeanalizowali 16000 kopii ubiegłorocznych protokółów (a właściwie informacji dla armatora), z których wynika że na około 5000 jednostkach (nikła część szwedzkiej flotylli) stwierdzono jakieś usterki techniczne. Dla żeglarzy polskich niezwykle ciekawe jest co najczęściej budziło zastrzeżenia inspektorów. Na około 1650 jachtach nie podobał się stan przewodów odprowadzajacych spaliny z silników stacjonarnych. W pewnej ilości jachtów napędzanych silnikami benzynowymi stwierdzono brak "uziemienia" wlewu i zbiornika paliwa. Trzecią z powtarzających się najczęściej niesprawności było niezadawlające zamocowanie akumulatorów. Wreszcie zwracano uwagę na wadliwą wentylację pomieszczeń. Troskliwy dziennik Goteborg Posten umieścił ową ostrzegawczą notkę pod wymownym tytułem : Jachty też mogą być niebezpieczne. Dla naszego czytelnika sytuacja zupełnie jak z bajki. Żadnych przymusowych orzeczeń, inspekcji, papierków i wymuszania pieniędzy. Oględziny jachtu dla ustalenia rynkowej wartości ma miejsce gdy Szwed zechce go ubezpieczyć. W dalszym ciągu aktualny jest szwedzki żart "że nawet Kustbevaningen nie ma prawa zabronić wyruszyć wanną kąpielową na Kattegat i na samym środku tej wody wyciągnąć korek". Żeglarze wiedzą, że na szwedzkich wodach będą ratowani bez względu na okoliczności i bez szemrania. Szwedzi mówią: Po to są. Także dzięki żeglarzom mają pracę - przywilej nie każdemu dany. Skoro już jesteśmy przy Kustbevakningen to bez wątpienia są to ludzie żeglarzom bardzo przyjaźni, o czym w różnych okolicznościach przekonali się osobiscie obaj autorzy. Potwierdzeń tej obserwacji nie trzeba szukać długo. Choćby taka notatka prasowa, w której Kustbevakningen zwraca uwagę że w razie konieczności wzywania ratunku lepiej używać do tego celu radiotelefonu UKF niż telefonu komórkowego (jest praktycznie na każdym jachcie). Przypominają o większym zasięgu morskich radiotefonów. Jeśli jednak przyjdzie wołać pomocy telefonem komórkowym to należy to czynić wybierając numer 112 a nie 90000 jak dotąd, chociaż ten ostatni numer także jest w użyciu. Radiotelefon UKF alarmuje bezpośrednio ośrodek ratowniczy. Potwierdzenie odbioru powraca na jacht natychmiast. Telefon komórkowy to droga pośrednia, która opóźnia dotarcie alarmu. Niby sekundy ale w ciężkiej sytuacji sekundy wydają się godzinami. Z życzeniami adaptacji szwedzkich zwyczajów do mikroskopijnego polskiego żeglarstwa morskiego - dwaj niepoprawni optymiści: Mikolaj Frisch (Göteborg) i Jerzy Kuliński (Gdańsk) |