21.03.2000 Drodzy Czytelnicy niezależnej, samozwańczej, żeglarskiej, międzykontynentalnej strony internetowej. Nareszczie ruszyli się korespondenci. Dziś kolejny głos dyskusyjny nadesłany przez korespondenta, który prosił o nie publikowanie jego personaliów. W ewentalnych polemikach umawiamy się, że będziemy go nazywali "Marynista". Oto treść artykułu: "MORZE, NASZE MORZE - BĘDZIEM WIERNIE CIEBIE STRZEC" Prawdopodobnie słowa tej popularnej w latach trzydziestych piosenki stały się mottem przewodnim Polskiego Związku Żeglarskiego. Biorąc pod uwagę słuszny (późno emerytalny) wiek większości Działaczy dobrze pamiętają tę piosenkę z lat kiedy jeszcze aktywnie żeglowali. Tak bardzo pragną strzec tego morza, że bronią i chronią przed nim młodszych żeglarzy. W maju 1999 roku upłynęły 4 lata kadencji obecnego Zarządu wybranego na Sejmiku w 1995 roku, przez ostatnie cztery lata sprawy morskie nie ruszyły do przodu nawet o cal. Żeglarze polscy na progu nowego wieku, w pół kroku przed wstąpieniem do Unii Europejskiej nadal tkwią w okowach przepisów wymyślonych za czasów Gomułki. Polski Związek Żeglarski obchodził w 1999 roku jubileusz swojego 75 lecia. Uroczysty Sejmik odbył się w Gdyni ? prawdziwej stolicy polskiego żeglarstwa morskiego. Ani to piękne miejsce z wypełnionym jachtami basenem im. Generała Zaruskiego, czy pokład legendarnego DARU POMORZA gdzie odbyła się część sejmikowych uroczystości, ani bardzo krytyczne sprawozdanie i wnioski Komisji Rewizyjnej PZŻ między innymi na tematy morskie ( totalny upadek morskiego sportu) nie wywołało wśród licznie zgromadzonych żadnych refleksji. Nadal pokutuje w naszym społeczeństwie, że "nie wie Polak co to morze - gdy pilnie orze". Teoretycznie wydaje się, że sprawy morskie leżą w optyce zainteresowań władz naszego Związku. W Protokole nr 44/99/P z posiedzenia Prezydium Polskiego Związku Żeglarskiego w dniu 19 marca 1999 roku w Warszawie można przeczytać; Prezes, kol. S. Tołowiński, postawił wniosek o pilne sporządzenie raportu o istniejących blokadach rozwoju żeglarstwa morskiego z wystąpieniem w tej sprawie do Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej T. Syryjczyka. Sprawa jest pilna, Pan Minister obiecał pomoc i czeka na wystąpienie Związku. Prezydium zobowiązało wiceprezesa L. Wisniewskiego i Komisję Żeglarstwa Morskiego do pilnego opracowania raportu o najważniejszych problemach hamujących rozwój żeglarstwa morskiego, utrudniających Polakom szersze wyjście na morze szczególnie polskie, celem przedłożenia ministrowi T. Syryjczykowi i odnośnym władzom Wdawać by się mogło, że w takiej w sytuacji kiedy Minister Tadeusz Syryjczyk deklaruje pomoc należy kuć żelazo póki gorące, problemy są powszechnie znane od lat i stosowny raport powstanie błyskawicznie szczególnie, że żeglarska władza - Prezydium Zarządu PZŻ zobowiązało Wiceprezesa do spraw morskich Lecha Wiśniewskiego do pilnego opracowania dokumentu. Z dużym zainteresowaniem śledziliśmy kolejne posiedzenia Prezydium i Zarządu PZŻ z niecierpliwością oczekując raportu aby opublikować go na naszych łamach. Naiwnie sądziliśmy, że po to właśnie funkcjonuje Komisja Żeglarstwa Morskiego, która zrzesza tęgie głowy polskiego jachtingu morskiego i dysponuje spory funduszem na swoją działalność. Z wielkiej chmury (nadziei) mało a w rzeczywistości nic a nic nie popadało, nawet nie pokapało. Od marca 1999 roku upłynęło już sporo czasu, po 9 miesiącach jeśli Tatuś nie jest impotentem z reguły rodzi się zdrowe dziecko, natomiast Wiceprezes Wiśniewski wraz ze swoją liczną Komisją Żeglarstwa Morskiego w której nie brakuje ?dobrych piór? przez ten długi czas nie zdołał stworzyć raportu do czego PILNIE został zobowiązany. Ponadto okazuje się, że Zarząd zapomniał już do czego zobowiązał swojego wiceprezesa, na ostatnim posiedzeniu 6.11.1999 roku nikt nawet się nie zająknął na ten temat. Widocznie dla działaczy słowo pilnie ma inne znaczenie. A przecież okazja jest wyjątkowa, jak nigdy w naszej przeszłości liczni przedstawiciele najwyższych władz państwowych deklarują pełne poparcie dla żeglarstwa. Marszałek Sejmu, któremu sprawy morskie są bardzo bliskie Pan Maciej Płażyński na Sejmiku 1999 roku przyjął godność Honorowego Prezesa Polskiego Związku Żeglarskiego, Premier Buzek często wspomina o żeglowaniu z Rodziną po Mazurach, natomiast Wice Premier Balcerowicz od dłuższego już czasu z ochotą pojawia się na regatach kokietując żeglarzy a Minister Transportu Tadeusz Syryjczk jest zamiłowanym turystą. Dlaczego obydwa Związki, żeglarski i motorowodny nie wykorzystują tej sytuacji, nie zabiegają o zmiany obowiązującego prawa pozostaje to wielką zagadką. Inną wielką zagadką jest wdrażanie przez Polski Związek Żeglarski Dyrektywy Unii Europejskiej NR 94/25/EC do czego Związek otrzymał rządowe upoważnienie. Dyrektywa dotyczy trybu dopuszczania do obrotu (sprzedaży) i eksploatacji jachtów o długości do 24 metrów, zastosowanie postanowień Dyrektywy w warunkach polskich może naprawdę zrewolucjonizować polski system nadzoru nad jachtami morskimi. Zgodnie z harmonogramem prac naszego rządu dotyczącym dostosowania naszego prawa do wymogów Unii Europejskiej, Dyrektywa miała zostać wdrożona do polskiego prawa do końca 1999 roku. W 1998 roku Minister Gospodarki przekazał do PZŻ całkiem sporą kwotę w wysokości 18.000 złotych na wdrożenie dyrektywy. W związku z wejściem w życie dyrektywy, od czerwcu 1998 roku, polskie stocznie jachtowe zagrożone całkowitym wstrzymaniem eksportu do Unii nie czekając na PZŻ wdrożyły ją w swoich firmach. Na co poszło 18.000 złotych, kto z działaczy pod płaszczykiem pracy społecznej na tym zarobił i co z tego wynika dla żeglarzy i producentów jest tajemnicą. A są to pieniądze podatników i PZŻ powinien się z ich wykorzystania publicznie rozliczyć. W całkowite zapomnienie odeszła cenna inicjatywa jaką były Konferencje Bezpieczeństwa organizowane przez PZŻ. Konferencje, zapoczątkowane w 1982 roku przez Michała Gawrońskiego ówczesnego Dyrektora COŻ w Trzebieży były forum wymiany poglądów i doświadczeń z zakresu żeglugi morskiej, bezpieczeństwa na morzu, szczegółowo analizowano wypadki morskie itp. To autentyczne źródło praktycznej wiedzy wyschło wiosną 1996 roku kiedy to odbyła się ostatnia taka konferencja zorganizowana przez Komisję Morską PZŻ. Wertując stos protokołów z posiedzeń Prezydium i Zarządu PZŻ jakie powstały przez cztery lata kadencji, trudno znaleźć w nich sprawy morskie, od zawsze dominuje sport i Mazury. Od wielu już lat na naszych łamach, w licznych artykułach czy w relacjach z rejsów, regularnie aż do znudzenia przewijają się problem swobody jachtingu morskiego. W morzu atramentu jaki wylano na temat rozluźnienia ciasnego gorsetu przepisów można by już żeglować. Na liczną krytykę, zarówno Polski Związek Żeglarski jak i Polski Związek Motorowodny i Narciarstwa Wodnego zachowują stoicki spokój i milczenie. Od wielu już lat, publiczna krytyka nie wywołuje żadnego wrażenia czy rumieńców wstydu. Ostatnio kilka razy już oczekiwaliśmy na ripostę chociażby poruszając bulwersującą sprawę określenia przez PZŻ ważności tzw ?starych? patentów do 31 grudnia 1999 roku (ŻAGLE nr 9/1999) i nic. Wygląda na to, że władze Związków wyznają filozofię ?psy szczekają, karawana idzie dalej? tylko, że ta karawana po morzu idzie z wielkim trudem. Na czele obu Związków tj żeglarskiego i motorowodnego stoją morscy żeglarze, kapitanowie, którym sprawy morskie powinny być szczególnie bliskie. Apelujemy tą drogą do Prezesów PZŻ Stanisława Tołowińskiego i PZMW i NW Jerzego Czeszki; ?Panowie zróbcie wreszcie coś abyśmy w nowym Tysiącleciu mogli nareszcie żeglować po europejsku to znaczy normalnie, swobodnie tak jak w Niemczech, Danii czy Hiszpanii. Wszak jesteście Europejczykami ? A może wspólnie opracujecie raport dla Ministra Syryjczyka. Polscy żeglarze to nie tylko Zalew Zegrzyński czy Mazury?. JERZY
KULIŃSKI |