Powrót na główną
stronę Skocz do
archiwum
Dzis kilka sl¢w o wystawie uswietniajacej jubileusz dziesieciolecia PKZ w Nowym Jorku. Tekst i zalaczona fotografie nadeslal Jerzy J.Pilchowski. Zyjcie wiecznie ! Don Jorge " ... Ale to już było i nie wróci więcej i choć tyle się zdarzyło to do przodu wciaż wyrywa głupie serce. Ale to juz było znikło gdzieś za nami choć w papierach lat przybyło to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami ..." Refren piosenki Maryli Rodowicz który polonijni żeglarze wybrali na motto wystawy z okazji 10-lecia PKŻ. Sala Polskiego Domu Narodowego na Greenpoicie mała nie jest i zaskoczenie organizatorów było duże gdy okazało się, że brakuje ścian aby rozwiesić wszystkie plansze. Nie zabrakło też pucharów, plakietek oraz innych pamiątek. Przypomniało nam to, że przez minione dziesięć lat zdarzyło się więcej niż "pamiętamy". Gościem honorowym wystawy by konsul Tomasz Wielgomas. Odwiedził nas też Leszek Sadowski z Klubu Lotniczego. Lotnicy obiecali odwiedzic nas w trakcie żeglarskiego zlotu Polonia Rendezvous 2001 i pomachać skrzydłami podczas parady jachtow. Komandor PKŻ Andrzej Gruszka powiedział kilka słów o tym co już za nami oraz o planach na nadchodzący sezon. Komandor Polonia Rendezvous 2001 Piotr Sernicki opowiedział o płynących ostro z wiatrem przygotowaniach do tego żeglarskiego zlotu. Leszek Pituła opowiadał o opłynieciu na s/y Antica przyladka Horn. Rejs ten nagrodzony został przez Głos Wybrzeże nagrodą "Rejs Roku". Leszek wrócił właśnie z Gdańska gdzie odbyło się bardzo uroczyste wręczenie tej nagrody. Załoga Antici została też przyjęta do elitarnego Bractwa Cap Hornowców i Leszek ma teraz pełne prawo korzystać z wynikających z tego faktu żeglarskich przywilejów. Wolno mu na przykład gwizdać na pokłacie oraz siusiać pod wiatr. Jacek Sołtys z Baltimore - komandor Polonia Rendezvous 2000 - opowiadał o "Shanties 2001" czyli krakowskim festiwalu piosenki żeglarskiej. Nie zabrakło też nowojorskiego szantymena Andrzeja Palowskiego i jego nieodłącznej gitary. Oglądaliśmy również kilka filmów na których różne znajome twarze były jakby troche młodsze. Chyba jakaś niewprawna ręka regulowała ostrość obrazu? Ważną cześcią programu były też przerwy pozwalające wszystkim żeglować w stronę znajdującego się w sąsiedniej sali baru. Po kilku godzinach ludzi zaczeło ubywać. Wychodzili najczściej bez pożegnania. Nie ma przecież powodu aby się żegnać gdy wiadomo, że niedługo spotkamy się znów na wodzie lub deskach portowych pomostów. Jerzy Jacek Pilchowski |
||
Napisz do autora informacji w serwisie |