Powrót na główną
stronę Skocz do
archiwum
Stary, to znaczy mój równolatek - ma dla nas ostatnią przedsezonową rekolekcję. Coś mi się wydaje, ze w konkluzji za daleko idącą, ale to przecież nie tylko przywilej wieku nieco zaawansowanego ale i spojrzenia zawodowca. Pogadanki Starego Kapitana cieszą się nieustającym zainteresowaniem. Młodzi czytają i nie narzekają, ze to marudzenie dziadunia. Wydaje się bowiem, ze instynktu samozachowawczego młodzi wbrew pozorom nie są pozbawieni. Zresztą ostatnimi czasy - wypadki morskie jakoś dziwnie zdarzaja się tylko kapitanom (prawie zawsze - żeglugi wielkiej). A więc - pożytecznej lektury! Żyjcie wiecznie! Don Jorge Czołem Jerzy, W zeszłym sezonie do Portu Północnego w Gdańsku wszedł znany mi klubowy kecz. Wołam ukaefką - bez odpowiedzi. Minął pirsy paliwowe, węglowy i zaczął się bezradnie kręcić w Basenie Roboczym. Poszedłem zapytać co się stało. Na pokładzie dwóch starszych panów i kilka zziębniętych dziewuszek. - Ale się tu u was zmieniło. Gdzie tu jest wejście do Mariny? - A czy Pan wie - gdzie pan wszedł ? - pytam - Jak to gdzie ? Do Gdańska ! Ręce mi opadły, nogi nie miały dokąd. Oczyma wyobraźni widziałem moją wnuczkę w załodze tego jachtu. Nie zażądałem dziennika, mapy i dokumentów. Podejrzewam, ze musiałbym wtedy uruchomić procedurę zatrzymania łódki. To był polski wyczarterowany jacht - z polskim kapitanem i załogą. Wszyscy nieprzyzwoicie trzeźwi, wracajacy z zagranicznego rejsu. Przypomniała mi się anegdotka, jak to kapitan transatlantyka wracajacego do Europy, obudzony gwałtownym wyhamowaniem statku na mieliźnie - biegnie na mostek, gdzie oficer wachtowy melduje: panie kapitanie nie trafiliśmy w Kanał La Manche. Ja rozumiem, że nie wszyscy mają czas nawet na teoretyczne "Żeglowanie" przez cały rok. Przeważnie sprowadza się to do jednego miesiąca (albo i mniej). Potem normalne życie, zupełnie oderwane od morza, czasem na kilka lat. Następnie taki żeglarz wyciąga z szuflady patent i staje się kapitanem morskiego statku. Rejs się przeważnie udaje, jak i wiele wypraw w przeszłości. Czyli wszystko w porządku. Pokora zanika, liści w laurowym wieńcu przybywa. Gloria "doświadczonego" rośnie z wraz z milami. Dopiero wypadek, rozprawa w Izbie - ujawniają abnegacje. Mózg ludzki to nie twardy dysk, pliki ulatują. Po pięciu latach od zejścia na emeryturę mój zawodowy Dyplom utracił ważność. Gdybym chciał wrócić na morze - musiałbym stanąć przed Państwową Komisją Egzaminacyjną. Mój żeglarski Patent natomiast moze mi służyć nawet w daleko posuniętej demencji starczej. Paradoksalnie - im starszy, tym większy budzi respekt. Crazy ! Drogi Jorge. Podzieliłem się z Czytelnikami Twojej strony tym ułamkiem wiedzy morskiej, który uznałem za najwazniejszy. Mówisz, ze zostało dobrze przyjęte i uznane za potrzebne. Może więc Czytelnicy Strony JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI wymuszą aby Redakcja Znanego, Cennego, Periodyku Żeglarskiego - między uroczymi opowieściami, na przykład z Jury a Shanties przemyciła te "listy do Jorge'go". Jeżeli zasygnalizowane w nich problemy uratują chociaż jednego z mniej wyedukowanych Kolegów przed niepotrzebnymi "przygodami" to bedzie jakaś wymierna korzyść. Przepraszam za wszystkie anglojęzyczne wtręty. Nienawidzę "macdonalizacji" naszego codziennego życia. Niestety, angielski od wielu lat stał się morskim językiem zawodowym i jego nieznajomość jest co najmniej ...... nietaktem. Szkoda, ze nie polski, ale lepiej niż chiński. Kończąc - życzę wszystkim bezpiecznej zeglugi. Gdyby były pytania - piszcie. Entuzjasta Twojej Strony Internetowej Leszek S. |
||
Napisz do autora informacji w serwisie |